niedziela, 13 lipca 2014

W naszym plemieniu...


Była sobie taka gra... a w zasadzie nadal jest, ale ja już w nią nie gram od wielu lat :)


Mowa o internetowej grze "Plemiona".







Był rok 2008 - to właśnie wtedy byłam tą grą zafascynowana. Do tego stopnia, że nastawiałam budzik w sobotę na 6, ponieważ w tym czasie miałam przejąć wioskę i musiałam obstawić ją wojskiem :P Ach, te emocje!






Ale ja raczej o innych emocjach chciałam napisać... o dziwnym rodzaju internetowej przyjaźni, której miałam okazję wtedy doświadczać... 

Zarejestrowaliśmy się z Marcinem do jednego ze światów gry równocześnie, ale niestety - nasze wioski znajdowały się tak daleko od siebie, że na jakąkolwiek wzajemną pomoc nie mogliśmy liczyć. Plemię, w którym byłam na samym początku gry, było... takie sobie - ani dobre, ani złe. Miałam dopiero jakieś trzy mizerne wioseczki, gdy nagle pojawił się agresor. Napisałam do "swoich", niestety - osoby, które jakoś mogłyby mi pomóc, też były zbyt daleko. Poradzono mi jednak, abym napisała do jednego ze swoich sąsiadów, którego plemię miało z nami sojusz. Tak zrobiłam. Wtedy poznałam Wilka.

Tak rozpoczęła się niesamowita, trwająca wiele miesięcy, nietypowa internetowa przyjaźń. Wilku był ode mnie jakieś 15 lat młodszy - świetny gracz, bardzo agresywny w stosunku do wrogów, wspaniały strateg. Otrzymałam od niego nie tylko jednorazową pomoc, o którą poprosiłam, ale wręcz kompleksową opiekę. Był na każde moje wezwanie, wszystkie wioski miałam obsadzone jego wojskiem, odpierał każdy atak. Po kilku tygodniach zostałam przyjęta do jego plemienia, gdzie opiekowałam się forum, a po pewnym czasie miałam nawet dość dobrą pozycję w rankingu graczy... sama nigdy bym do tego nie doszła. W zasadzie moja gra skończyłaby się już po tym pierwszym większym ataku... Dzięki Wilkowi moje wioski rozwijały się, podbijałam kolejne... nasza wspólna gra trwała wiele miesięcy. 

Później dowiedziałam, dlaczego właściwie to wszystko się stało. Byłam jego rekompensatą. Kiedyś, na innym etapie gry, bardzo źle kogoś potraktował i skrzywdził. Postanowił sobie, że musi się zrehabilitować i zrekompensować to komuś innemu... i to ja byłam osobą, która pierwsza prosiła go o pomoc po tym postanowieniu...

Gra z Wilkiem trwała wiele miesięcy. Później nadeszła wiosna. Jego wielką miłością były motocykle, ścigacze. Coraz mniej czasu poświęcał na grę, chciał z niej zrezygnować. Oddał mi wszystkie swoje wioski. Stałam się dość potężnym graczem, ale to już nie było to... Gra bez Wilka straciła sens. To on mi zawsze pomagał, był obok... 

Nasze plemię zostało jednym z nielicznych w tym świecie gry. Niestety, znaleźli się silniejsi od nas, zaczęliśmy przegrywać... Moje wioski też zostały przejęte. Gra się skończyła. Próbowałam grać dalej na innym ze światów, ale to już nie było to samo...

Gra w Plemiona to zawsze będzie Wilku, stojący obok mnie Wojownik i Przyjaciel.

18 komentarzy:

  1. Hm, musiało być bardzo emocjonująco. Nie znam tej gry. Ja z kolei przesiadywałam na kurniku.pl. Gra się z konkretną osobą lub grupą ludzi. Teraz jeszcze czasem tam zaglądam, ale rzadko. Szkoda mi czasu.
    Ciągle podziwiam, Aniu, Twoje pomysły na posty. Pozdrawiam słonecznie i cieplutko :) Udanej niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też szkoda mi czasu na gry, czasem jednak wracam do Diablo albo Simów lub Sacred - szczególnie w wakacje :)

      Usuń
  2. Ciekawe rzeczy opisujesz. Mnie gry nie interesowały, może oprócz Zumy. Strzelałam w kółka aż mnie palce bolały. Teraz mam swoje książki i robótki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Zumę też trochę grałam, ale szybko mnie znudziła :)

      Usuń
  3. Piękna opowieść! Na gry szkoda mi czasu, jedynie na kurniku gram czasem w literaki, tak żeby trochę pogimnastykować mózgownicę :)
    Miłej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurnika nie lubię, wole bardziej konkretne gry, jak Diablo, Sacred czy Simsy :) Ale na nie brakuje mi czasu, bo tego typu grom trzeba już poświęcić konkretną ilość godzin każdego dnia :(

      Usuń
  4. Piękne wspomnienie. Ja jakoś nigdy nie grałam w te internetowe gry... czasami coś dla odreagowania na komórce a teraz na tablecie, ale to zupełnie inna sprawa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na komórce i tablecie grać nie lubię, bo szkoda mi czasu, wolę gry bardziej "konkretne" - z ciekawą fabułą, ale one zajmują masę godzin :(

      Usuń
  5. Ojć... byłam w którejś ze starszych klas podstawówki i do dziś myślałam, że w "Plemiona" grali (grają?) wyłącznie niezbyt rozgarnięci, młodzi chłopcy. U mnie w klasie to był szał, a ja w ogóle nie rozumiałam fenomenu i przywiązania do gry. Jakoś nie dla mnie takie cuda; wieki temu grałam co prawda w kultowe Simsy, ale to bardziej z przyjemności sterowania życiem innych (uwielbiałam tworzyć romanse!), niż z pasji do gier komputerowych...
    Myślę, że w Twoim przypadku sama gra nie miała większego znaczenia; była raczej wymówką i sposobem na kontakt z Wilkiem. Tak już jest, że nie ważne gdzie i jak, ale ważne, z kim :) To taka moja mała psychologiczna logika, oczywiście może być nietrafna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trochę w tym racji... tym bardziej, że bez niego gra przestała być taka sama.

      Usuń
  6. Takie uzależnienie o 6 rano w sobotę wstawać...;p. Jestem totalnie, masakrycznie słaba w jakiekolwiek gry, po prostu porażka. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Aniu!
    Nie przepadam za grami komputerowym, szkoda czasu.
    Co innego moja żona...
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię w nie pograć, ale za to czasu mi na to brakuje :) Ciekawa jestem, w co gra Żona :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Kiedyś wciagnęłyśmy sie z koleżanka w Farmę. O matko ale nas zjadło! zostawiałysmy sobie hasła nawzajem jak któras gdzieś wyjeżdzała. Trzeba było pomysleć logistycznie co zasiać żeby móc sie wyspać ;) Potem przeszło jak ręka odjął. Ze dwa lata tak się miotałyśmy. Powiedziałam sobie, że nigdy więcej nie dam sie tak grze omotać.
    Pozdrawiam serdecznie!
    Susan

    P.S. A co stało sie z Wilkiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zniknął.. po prostu zniknął :( Mam niestety fatalistyczne myśli - uwielbiał jazdę na ścigaczu.... kiedyś przekroczył prędkość o 130 km.... z takim hobby nie żyje się długo :(

      Usuń
  9. Oj, wciąga takie coś, wciąga...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twoje słowa :)