niedziela, 31 stycznia 2016

Naparstki - INNE/1 (szklane)


Dziś prezentacja naparstków, które nie mieszczą się w pozostałych kategoriach :)

Jako pierwsze wybrałam do pokazania szklane. Kupiłam je kilka lat temu na giełdzie staroci w Lądku Zdroju i bardzo mi się podobają :)









sobota, 30 stycznia 2016

"Moje syberyjskie podróże" - Kazimierz Sowa



Moja fascynacja zimnem i bezkresnymi terenami Rosji trwa nadal... Ba! Można nawet powiedzieć, że pogłębia się z dnia na dzień ;)

Dlatego właśnie ucieszyłam się ogromnie, gdy w pierwszych dniach stycznia udało mi się "upolować" w Biedronce książkę księdza Kazimierza Sowy "Moje syberyjskie podróże". 



Wydanie Świata Książki zachwyca jakością papieru. Pozycja wzbogacona jest pięknymi zdjęciami autora - stanowią one integralną część książki - w zasadzie żadna podróżnicza relacja nie może obejść się bez zdjęć. Jedyne, czego mi podczas czytania brakowało, to obrazy syberyjskiej zimy - jednak nie każdy decyduje się podróżować po tych terenach w warunkach ekstremalnych... Całość jest napisana bardzo ciekawie - widać prawdziwą fascynację tą częścią świata, ciekawość zarówno terenów, jak i ludzi tam mieszkających... 

"Na Syberii sto kilometrów to nie odległość, minus 20 stopni to nie mróz, a wódka to nie alkohol"

Polecam gorąco!

"Syberyjskie opowieści

Ponoć Syberia jest dla ludzi nietuzinkowych, dla urodzonych odkrywców, w żyłach których płynie krew, a nie woda – wyprawa do tej wielkiej krainy geograficznej to prawdziwie eksploratorska eskapada, pełna wrażeń, ale i niebezpieczeństwa. Syberia uwodzi, Syberia zmienia, a od widoków niespotykanej nigdzie indziej przyrody nie sposób się uwolnić. Syberia to też ludzie – koczownicze plemiona, szamani i prości mieszkańcy, wypełniający dzień pracą, usiłujący przetrwać w trudnych warunkach.

Syberia fascynuje wielu, jednak tylko nieliczni wyruszają w podróż życia, przemierzając setki kilometrów, ryzykując zetknięcie z mrozem i pokonując przeszkody, jakie na ich drodze stawia życie i uwarunkowania klimatyczne, geograficzne oraz polityczne tego obszaru. Specyfikę kraju doskonale oddaje rosyjskie przysłowie, mówiące, że na Syberii 100 kilometrów to nie odległość, minus 20 stopniu to nie mróz, a wódka to nie alkohol.

Te ekstremalne warunki stały się częścią wyprawy Kazimierza Sowy – duchownego, dziennikarza i publicysty oraz podróżnika. Przypadek sprawił, że w latach osiemdziesiątych zainteresował się on problemem życia religijnego zesłańców syberyjskich i to zagadnienie stało się też tematem jego pracy magisterskiej. Tym sposobem, nie wyruszając z Krakowa, rozpoczął swoją pierwszą syberyjską podróż, którą kontynuował po latach, kiedy zmienił się układ polityczny, gdy rozpadł się ZSRR, a podróże po Syberii stały się możliwe do zrealizowania. Miłość do Syberii jest bezwarunkowa, a Sowa pokochał zarówno jej cienie, jak i blaski. Owocem tej miłości jest książka podróżniczo-gawędziarska Moje syberyjskie podróże. Opublikowana nakładem wydawnictwa Świat Książki pozycja to fascynujący obraz kraju, który mieni się feerią barw, który uwodzi, który uzależnia.

Wraz z autorem odwiedzamy największe syberyjskie miasta, podziwiamy ich zabytki oraz chłoniemy kulturę, która wyraża się w codziennych zachowaniach rdzennych mieszkańców. Piękno odwiedzanych miejscowości nie jest jednoznaczne, a co więcej - niektóre z nich przypominają o procesie przemijania czy celowym, destrukcyjnym działaniu człowieka. (…) Miasta, gdzie śnieg jest czarniejszy od węgla, a bardziej od mrozu szczypie przybysza gryzący dym wiecznie unoszący się nad Kuzbasem (…) syberyjskim Śląskiem – tak „reklamuje” cel podróży Sowy jeden z jego kolegów, towarzysz podróży do Kemerowa. 

Jednak nawet porównanie ze zdewastowanym obszarem poprzemysłowym nie jest w stanie odstraszyć podróżnika. Sowa przekonuje, że Syberia skrywa w zanadrzu niespodziankę dla wszystkich, a jeśli nie odpowiadają nam widoki kominów czy podmiejskie drogi, rozjechane przez wielkie ciężarówki czy rozsypujące się ze starości domy, zawsze możemy wyruszyć w tajgę. Wówczas, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przenosimy się do rezerwatu przyrodniczego na prawym brzegu rzeki Tom.

Zatrzymujemy się też w jednym z najciekawszym i najstarszych miast Syberii - Tomsku, gdzie zwiedzamy muzeum komunistycznego terroru, odwiedzamy cieszące się do niedawna złą sławą miasto Czyty, położone we wschodniej części Syberii, a także Białystok, a właściwie syberyjski Biełostok, gdzie zaglądamy do miejscowego kościoła oraz spędzamy czas przy tablicach upamiętniających rozstrzelanie mieszkańców w ramach czystek stalinowskich w latach trzydziestych. Wyruszamy również do stolicy Syberii oraz w tajgę. Latem niesie nas nad Bajkał, byśmy mogli podziwiać przypominające półksiężyc jezioro. Nie mogło też zabraknąć wizyty w syberyjskim Licheniu, czyli w monastyrze we wsi Mogoczino.

Autor pisze również o zmianach demograficznych i o „nowych Sybirakach”, o podróżach Transsibem oraz o zwyczajnych ludziach, spotkanych w drodze, bowiem to oni są solą tej ziemi. Przytacza fascynujące historie, w tym jedną, która szczególnie ujmuje za serce – tajemnicę podzielonego na dwie części zdjęcia.

Kazimierz Sowa wracał na Syberię wielokrotnie, a z każdej z podróży przywoził niezapomniane wrażenia oraz piękne zdjęcia, które stanowią nieodłączną część książki, poruszając czułą stronę w duszach czytelników i zachęcając do podziwiania monumentalnego, niekiedy surowego piękna tej krainy.

Syberia jest inna, ma swoje zwyczaje, obyczaje i tradycje. Trochę dzięki mieszance kulturowej czy narodowościowej, ale też przez takie przyjęcie zwyczajów rosyjskich, że nagle robią się one wyjątkowe, prawdziwie „syberyjskie” – przekonuje autor, jako przykład podając choćby znane miejsce odnowy biologicznej, jakim jest bania. Wszystkie te syberyjskie opowieści sprawiają, że nie sposób nie zacząć tęsknić do kraju, który za sprawą Sowy stał się nam bliższy i jeszcze bardziej fascynujący. Choć autor nie ukrywa negatywnych aspektów kraju, pisze o trudnej, krwawej przeszłości, to dzika natura Syberii przyciąga niczym magnes. Podobnie jak książka, którą czyta się jednym tchem, „podróżując” ramię w ramię z autorem i wczuwając się w panującą tam atmosferę. Można tylko mieć nadzieję, że nie jest to ostatnia wspólna wyprawa..." [źródło]

piątek, 29 stycznia 2016

Naparstkowe prezenty od Wiolety :)


Kilka dni przed Bożym Narodzeniem mieliśmy niesamowicie miłą wizytę - odwiedziła mnie Wiola ze swoją Mamą :) 

Nasza znajomość sięga dwudziestu lat wstecz i początku mojej pracy w szkole... uczyłam wtedy Wioli brata i pracowałam z jej Mamą wiele lat... Łączy nas także miłość do haftu krzyżykowego - wyszywamy zarówno my, jak i nasze Mamy! :)

Były wspomnienia... był także niesamowity prezent, jaki Wiola przywiozła mi z Niemiec! Wiedziałam, że chce mi przynieść naparstek... nie spodziewałam się jednak, że będzie ich całe pudło! 


Dostałam od Wioli dokładnie 17 sztuk cudownych naparstków! 




Każdy z nich będzie oczywiście prezentowany w niedzielnym blogowym cyklu - zgodnie ze swoją tematyką, tutaj chciałam pokazać je wszystkie - ze względu na wyjątkowość tego prezentu! 




















czwartek, 28 stycznia 2016

Z czym się je ATC? ;)



Dziś znowu trochę scrapowej teorii ;)

ATC to skrót pochodzący z języka angielskiego. 
Oznacza Artist Trading Cards, czyli ręcznie robione karty kolekcjonerskie. 

ATC mają ściśle określone wymiary - 2,5x3,5 cala, czyli 6,5x9 cm. To ważne! 
Tę przestrzeń należy ozdobić z jednej strony w dowolny sposób (przyklejając, wydzierając, malując...), a na drugiej stronie zamieścić podstawowe dane (temat karty; jej numer - gdy na przykład wykonujemy kilka kart na jeden temat, oznaczamy je 1/3, 2/3 itp.; datę wykonania; dane twórcy - nick lub imię, nazwę bloga, e-mail). 

Początkowo na drugą stronę ATC przygotowałam sobie samoprzylepne karteczki z miejscem do uzupełnienia:


Od 2012 roku posługiwałam się spersonalizowaną pieczątką - tytuł i numer ATC dopisywałam ręcznie obok niej:


Karta nie powinna być grubsza niż 0,5 cm, gdyż niektórzy przechowują je w specjalnych albumach, których koszulki mają ściśle określone wymiary.

Po co robić ATC?

Przede wszystkim - dla przyjemności :)
Po drugie - jako odpowiedź na konkretne wyzwanie. Blogi lub portale scrapowe często organizują wyzwania właśnie z użyciem tej formy.
Po trzecie - w celu wymiany z innymi twórcami kart.


Jako ilustrację, zaprezentuję kilka moich ATC z roku 2012:

- temat IGŁA


- temat MODA


- tematyka walentykowa bez użycia koloru czerwonego


- ULUBIONY BOHATER 


- muzyczne ATC


Bibliografia:


***

Wpis o ATC po raz pierwszy ukazał się na blogu Scrapowy Pas Startowy 20 maja 2013 roku :)

środa, 27 stycznia 2016

Szczytnik - Zamek Leśna


Kolejna atrakcja z wycieczki 27 grudnia to znajdujący się na Szczytniku Zamek Leśna :)



"Zamek Leśna – zamek w Sudetach Środkowych w południowej części Gór Stołowych w pobliżu wzniesienia Szczytnik w województwie dolnośląskim.




Zamek został wkomponowany w skały na krawędzi skalnej nad Szczytną, na Szczytniku (589 m n.p.m.), najwyższej kulminacji niewielkiego płaskiego stoliwa, stanowiącego południowo-wschodni skraj Gór Stołowych, i podciętego malowniczymi urwiskami skalnymi z Orlimi Skałkami od strony południowo-zachodniej. Przy zamku znajduje się punkt widokowy, skąd roztacza się panorama na Obniżenie Dusznickie, gdzie położona jest Szczytna. W pobliżu zamku znajduje się kamienna droga krzyżowa wyróżniająca się oryginalnymi płaskorzeźbami z piaskowca osadzonymi w naturalnych skałach.




Zamek reprezentuje styl neogotycki, zbudowany na wzór średniowiecznego zamku obronnego. Jest to czworoboczna, trzykondygnacyjna budowla zbudowana na planie prostokąta z czterema narożnymi wieżami. Posiada jedną wieżę w kształcie cylindra pozostałe są – czworoboczne. Zamek otacza sucha fosa oraz mur obronny, na którym w przeszłości stały armaty. We wnętrzu znajduje się sala rycerska, oraz kaplica MB Królowej Pokoju z unikalnym zabytkiem jakim są rury wykonane ze stopu spiżowego, pełniącymi rolę dzwonka. Chociaż zamek wiernie odzwierciedla budowlę o średniowiecznej architekturze, to jednak wybudowany został niedawno, bo w latach 30. XIX wieku.




Data powstania zamku to lata 1831–1837, wówczas to właściciel Szczytnej, major i hrabia Leopold von Hochberg wybudował swoją rezydencję niedaleko miejsca, w którym pod koniec XVIII w. Prusacy wybudowali Fort na Szczytniku, niewielki fort, zburzony w 1807. Zamek w obecnym kształcie stoi od niedawna. Zachodnia, najstarsza jego część zbudowana była w latach trzydziestych XIX w. Niekiedy bezpodstawnie przypisuje się projekt obiektu wybitnemu pruskiemu architektowi Karolowi Fryderykowi Schinklowi. Budowla była wzniesiona jako rezydencja magnacka.




Po śmierci hrabiego w 1843 zamek stał się własnością jego siostry, która jednak szybko go sprzedała. Później posiadacze zmieniali się często, aż w 1860 kupili go bracia Rohrbachowie, właściciele huty szkła w Batorowie. Córka jednego z nich, Helena Klein wraz z mężem przeprowadziła remont, podczas którego dobudowano kaplicę.





Następnie właścicielami byli Misjonarze Świętej Rodziny. Rozbudowali oni zamek i kaplicę oraz rozpoczęli budowę Kalwarii, której nie dokończyli ze względu na wojnę. W latach 50. zamek został przejęty przez państwo i zamieniony w dom pomocy społecznej dla niepełnosprawnych intelektualnie mężczyzn. W 2006 orzeczeniem Komisji Majątkowej przy MSWiA oddano zamek Domowi Zakonnemu Misjonarzy Świętej Rodziny. Decyzja Komisji została zaskarżona przez powiat kłodzki na drodze postępowania sądowego. W 2007 powstało Bractwo Rycerskie Matki Bożej Królowej Pokoju w Szczytnej." [źródło]