Nie ma już z nami naszej Martynki :(
Ostatni raz przytulałam ją w niedzielę 16 listopada po śniadaniu... zawsze wchodziła na ręce, układała się i mruczała... potem wybiegła na dwór... nie wróciła na noc, nie było jej przez trzy kolejne dni... koleżanka powiedziała, że właśnie w niedzielę wieczorem, kiedy wracała z Wrocławia, widziała naprzeciwko naszej furtki przejechanego czarnego kota :(
Martynka była u nas od marca 2011 roku - przyjechała z lecznicy weterynaryjnej we Wrocławiu.
Zanim tam trafiła, przeżyła bardzo ciężkie chwile... jako maleńki kociak została przytrzaśnięta drzwiami - właściciel przyniósł ją do lecznicy w stanie krytycznym... z jelitami na zewnątrz. Lekarka kazała się zastanowić, czy wybiera uśpienie, czy operację... facet wyszedł z kotem, zanim lekarka wybiegła za nim - już go nie było. Po kilku dniach kicię przyniosła jakaś kobieta... znalazła ją na śmietniku... kicia nadal żyła, więc lekarka postanowiła ją uratować.
Udało się, jednak Martynka po operacji nie miała zwieraczy - wszystko bez świadomości z niej leciało, najczęściej podczas snu... była w lecznicy 3 miesiące, zanim ją stamtąd zabrałam... przypadłość była dość ciężka - wszędzie w domu musieliśmy mieć porozkładane szmatki i ręczniki, które zmienialiśmy ciągle i praliśmy... z biegiem czasu stan trochę się poprawił, najgorzej zawsze bywało jesienią i wiosną....
Kochaliśmy naszą Martynkę bardzo - cieszę się, że mogła żyć z nami szczęśliwie kilka lat!
Kiedyś tam... wszystkie koty otoczą z kolei Ciebie z miłością i czułością... Twój Raj będzie piękny!
OdpowiedzUsuńTęsknię za nimi bardzo...
UsuńPiękna. Współczuję. Łza kręci się w oku, zwłaszcza że tak podobna do mojej Lilki, której niestety też już nie ma :(
OdpowiedzUsuńSmutna sprawa.
OdpowiedzUsuńNiestety...
UsuńNo nie miała za dużo szczęścia w żuciu... ten facet... życzę mu by tak samo ktoś z nim postąpił wszak dobro i "dobro" wracają..
OdpowiedzUsuńPrzypadłość kotki to na pewno musiał być trudna na co dzień, nie wyobrażam sobie...
Smuty początek, i tragiczny koniec... teraz za tam ma lepiej, wierzę w to...
pozdrawiam
Dokładnie tak samo mu życzę!
UsuńCieszę się jednak, że przez ponad 3 lata Martynka była szczęśliwa... chociaż dla nas często było to kłopotliwe - jakoś sobie radziliśmy, po prostu częściej robiłam pranie...
Smutne wieści, szkoda kotki :( Ściskam mocno.
OdpowiedzUsuńUroczy śpioszek!
OdpowiedzUsuńJakimś cudem wysłało mi komentarz nim dopisałam resztę...
OdpowiedzUsuńUroczy śpioszek! W tych oczach widać delikatność, mało kto ma takie piękne oczy. Ogromnym nieszczęściem było jej odejście, mam nadzieję, że teraz jest w o wiele lepszym miejscu...
Na to liczymy...
UsuńCiężki miała los, dobrze, że u was mogła choć trochę pożyć spokojnie.
OdpowiedzUsuńTeż sobie tak myślimy... to nas pociesza...
UsuńBidusia... Przytulam. Ja zawsze bardzo przezywam te odejścia najmniejszych... Miała szczęście że do Was trafiła.
OdpowiedzUsuń:(
Usuńpiękne kocury - zupełnie jak bajkowe - dobrze Aniu że masz wolne i załatwiasz swe sprawy oraz dziękuję za zrozumienie twoje - buziole wielgachne ślę i dziękuję jeszcze za to że zawsze mnie odwiedzasz czego ja nie robię zawsze u ciebie ale ty to akurat rozumiesz - dziękuję - Marii - kochana jesteś
OdpowiedzUsuńPozostaną przepiękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPrzykre, współczuję. Z pewnością będzie Wam jej brakować.
OdpowiedzUsuńBardzo...
UsuńNiesamowita historia, aż mi ciarki przeszły, gdy to czytałam. Dobrze, że u Ciebie znalazła bezpieczną przystań :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
:)
UsuńBardzo mi przykro.. Była cudnym kotem ze smutną historią, ale u Was miała cudowny dom...
OdpowiedzUsuńTym się pocieszamy...
UsuńSmutne :( Dobrze, że choć te 3 lata w swoim życiu miała takich dobrych ludzi obok siebie. Tulam Aniu mocno!
OdpowiedzUsuńSzkoda kociska,chociaż może to nie była ona.nie rozumiem jak można nie pomóc potrąconemu zwierzęciu czy to kotu czy nawet temu łośkowi co był potracony
OdpowiedzUsuńNiestety ona :(
UsuńPobyt Martynki u Was to dla niej był wspaniały okres w życiu. Daliście jej dużo miłości.
OdpowiedzUsuńBardzo mi smutno. Też pożegnałam swoją 13 letnia kotkę /choroba/. W jej miejsce pojawiły się 2 następne.
Mam ich w domu piątkę.
Pozdrawiam
W ubiegłym roku też mieliśmy piątkę teraz zostały tylko trzy :(
UsuńŚliczna Kotka:) Uwielbiam czarnulki, sama mam chwilowo jednego pod opieką, ale niestety nie mogę mieć na stałe ze względu na babciną alergię na sierść:( Współczuję, że tak tragicznie zginęła:(
OdpowiedzUsuń:(
UsuńPrzykro mi bardzo:( Śliczny kiciuś z niej był... Chwała Wam za to, że daliście jej tyle szczęśliwego czasu po takich przejściach.
OdpowiedzUsuńWielka szkoda koteczki :(. Cieszę się, że ja nie mieszkam przy ruchliwej ulicy i Maciej jest raczej bezpieczny.
OdpowiedzUsuńMasz szczęście...
Usuń