Prawie jak w LOST-cie :P
Ale moja tajemnicza zagadka została w minioną sobotę rozwiązana :)
Tyle centymetrów miała piękna stara maszyna, która przyjechała ze mną aż z Poznania :)
zdjęcie pochodzi z bloga Kasi |
Jej przyjazd uzależniony był od tego, czy wejdzie w bagażnik do naszego opelka :P
Weszła!
Jakiś czas temu Kasia szukała dobrych rąk dla maszyny, którą chcieli oddać jej Przyjaciele :)
To Łucznik z 1958 roku, w cudownej szafeczce, wpisującej się w klimat mojej pracowni - jakże zatem mogłam przepuścić tak wspaniałą okazję?
Maszyna od soboty mieszka w naszym domku i chyba dobrze się czuje w pracowni ;)
Musimy jeszcze zadecydować, czy zostawiamy kolor, czy szlifujemy i robimy białą przecierkę... ale to ewentualnie już wiosną :)
Jestem bardzo szczęśliwa - stałam się posiadaczką pięknej, starej maszyny, poznałam Kasię i jej Przyjaciół, spędziliśmy cudowną, rodzinną sobotę, a przy okazji udało mi się obejrzeć i sfotografować 13 (!!!) wiatraków - zostaną one zaprezentowane na blogu już niebawem :)
A tymczasem zapraszam do obejrzenia niektórych zdjęć z naszej sobotniej wyprawy :)
Piękna maszyna a widoki cudne, bo to moja Wielkopolska :-)
OdpowiedzUsuńCudne, ale i tak moja Kotlina najcudowniejsza na świecie :P
Usuńpiękna ta maszyna! A szafeczka - widać antyczną duszę...
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie przedmioty :)
Usuńi ja:))
UsuńGratuluję nowego "starego" nabytku :) Niech służy Ci dobrze i cieszy oko :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPiękna maszyna. Trzeba mieć na nią miejsce, za to ma swoją duszę.
OdpowiedzUsuńNa szczęście mam miejsce w pracowni :)
UsuńWitaj Aniu!
OdpowiedzUsuńFajna wyprawa. Maszyna super. Kiedyś moja mama taką miała...
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Kochana maszyne zdobyłaś piekną, muszę pochwalić, bo ja taką samą mam zamiar przytargać od mojej mamy z domu. Tez jest w takiej szafce, tyle, że maszyna jest koloru seledynowego tez metalowa:)
OdpowiedzUsuńOch! Seledynowa musi wyglądać wspaniale! Przytargaj, zrób zdjęcia i pokazuj na blogu!
UsuńZdjęcia z wyprawy fajne, poznaję, byłam...:) A maszyna jest rewelacyjna. Działa?:)
OdpowiedzUsuńOczywiście - jest w pełni sprawna :)
UsuńPiękna maszyna. Widzę Aniu, że niestraszne są Ci dłuższe wypady. Może wybierzesz się jednak na V Ogólnopolski Festiwal Twórczo Zakręconych do Ustronia? Trwa on od 16-19 września, chociaż na 1 dzień? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNiestraszne, jednak preferujemy wyjazdy rodzinne, w trójkę - gdy zmieniamy się podczas drogi, zatrzymujemy, odwiedzamy różne miejsca, fotografujemy... Jakoś nie mam parcia, aby jechać pół dnia na taki - brzydko mówiąc - spęd, być kilka godzin i wracać... wolę przez te godziny powyszywać sobie w domu, spędzić sobotę na ogródku, wśród kotów, kur i królików... ma to dla mnie o wiele większą wartość, tym bardziej, że przez cały tydzień większą część dnia spędzam w pracy...
UsuńSzkoda, miałam nadzieję, że się spotkamy. Ja się wybieram, chcę spotkać fajnych ludzi i czegoś się nauczyć.
UsuńAch... warsztatów różnorakich zaliczyłam już setki - z rozmaitych dziedzin rękodzieła. Większość nie przypadła mi do gustu. Zdecydowanie wolę zostać przy krzyżykach i scrapbookingu. Mam też porównanie pomiędzy zlotami, a zwykłymi warsztatami - i tak naprawdę nauczyć się czegoś można jedynie na tych ostatnich. A zloty wymyślono chyba tylko po to, aby się na nich lansowały różne "gwiazdy"... tak przynajmniej było na tych, na których byłam :( Najmilej wspominam kameralne warsztaty u dziewczyn, które pozostają bardzo na uboczu rękodzielniczej sfery pewnego miasta, nie uczestniczą w zlotach, nie biorą udziału w ogólnopolskich akcjach... mają swoją pracownię, sklep i dość wierne grono klientów... i zdecydowanie wychodzi im to na dobre - gdy porównuję z tym całym rozkrzyczanym blogowym światkiem, tworzącym niejako "kółko wzajemnej adoracji". Nie piszę, o jaką dziedzinę chodzi, może niektórzy się domyślą... a zatem - byłam, widziałam, uczestniczyłam, przeżyłam.... i dlatego tym bardziej cenię sobie w tym przypadku sobotę w domowym zaciszu... Może, gdybym nie miała w tym względzie żadnego doświadczenia, to dałabym się skusić...
UsuńNiezwykle zjawiskowo wygląda, cudna! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńŁadna :)
OdpowiedzUsuńA sprawna?
Oczywiście :)
UsuńMaszyna świetna! A wyprawa ogólnie udana :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Uwielbiamy takie wyprawy - jutro jedziemy na kolejną :)
UsuńAch, wspomnień czar... Podobna maszyna, tyle że bez skrzyni a na metalowym stojaku stała kiedyś (i kurzyła się) w jednym z nieużywanych pokoi mojej (już niestety śp.) Babci. To był poniemiecki Singer...
OdpowiedzUsuńUwielbiałam wprawiać ją w ruch naciskając ogromny pedał.... Niestety, nowa gospodyni (synowa babci) pozbyła się tej maszyny nawet nie wiem kiedy i w jaki sposób...
Na metalowych nogach była w naszym domu - nogi są nadal - Mama zrobiła z nich stolik :) I nadal, siedząc przy nim, bawię się tym pedałem :P Uwielbiam to!
UsuńMaszyna piękna, też mam podobną :-)
OdpowiedzUsuńTeraz czekam co na niej uszyjesz ;-)
Dziękuję :)
UsuńSzył będzie pewnie na nie Marcin, bo to on u nas w domu szyje :)
Piękna maszyna! Prawdziwy skarb!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie w parku!
Piękna maszyna! :) Moja babcie takiej używała. Niestety babci już nie ma, ale maszyna nadal stoi w jej domu jako dekoracja.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że została na pamiątkę :)
UsuńPiękna maszyna, uwielbiam takie starocie. Chyba rzemień musisz dokupić.
OdpowiedzUsuńWszystko jest w komplecie, tylko nie wszystko wyciągałam z torby do zdjęć.
Usuń