sobota, 14 maja 2016

"Igrzyska śmierci"... tym razem filmowo :)


Staram się zwykle zachować jedyną słuszną kolejność i najpierw czytam książkę, a potem oglądam jej ekranizację (chociaż zdarzają się wyjątki). 

Serię "Igrzyska śmierci" przeczytałam, a dopiero potem - obejrzałam... 

Kilka refleksji... książka jest ciekawsza niż film. Czyta się ją szybko - w zasadzie nie można się oderwać, film bywa nużący... Główna bohaterka w filmie jest jeszcze bardziej okropna, nadęta i obrażona na cały świat, niż w książce... dawno nie spotkałam się z tak antypatyczną główną (ponoć pozytywną) postacią... O wiele lepsze wrażenie wywarł na mnie filmowy Haymitch, którego podczas czytania wyobrażałam sobie jako otyłego, zaplutego pijaczka... a na ekranie okazuje się być niezłym przystojniakiem ;) 

Czy polecam? Oczywiście - ale tylko po uprzednim przeczytaniu książki :)












12 komentarzy:

  1. Mi film podobał się bardziej, ale może dlatego, że najpierw trafiłam na niego. Z reguły zdecydowanie bardziej wolę pierwszą książkę od filmu, bo człowiek zupełnie, co innego sobie wyobraża, bo nasza wyobraźnia nie ma ograniczeń, a filmy to już tylko interpretacja kogoś innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze wolę najpierw przeczytać książkę,ale nie zawsze się to udaje...

      Usuń
  2. Mam te same przemyślenia co ty :) i o Haymitchu też.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam książki i chyba nie przeczytam, w filmie bardzo podoba mi się Stanley Tucci. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa recenzja :) koniecznie muszę przeczytać książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już sam tytuł zniechęca mnie do czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mi się wydawało, że istotna jest treść i wartości, jakie w sobie niesie...

      Usuń
  6. Nie ogladalam...trzeba nadrobic ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba... mnie dopiero szkolne dzieci zmusiły ;)

      Usuń

Dziękuję za Twoje słowa :)