Zainspirowałam się notką Agnieszki :) oraz notką drugiej Agnieszki :) i także postanowiłam podzielić się z Wami swoimi hafciarskimi początkami :)
Haftem krzyżykowym w najbliższej rodzinie nie zajmował się nikt. Babcia pokazała mi kiedyś technikę wyszywania haftem płaskim i łańcuszkiem, ale wydało mi się to zbyt trudne - a może byłam za mała? Od niej też poznałam podstawy szydełkowania i robienia na drutach...
Moja pierwsza styczność z haftem krzyżykowym nastąpiła na wakacjach, gdzieś pomiędzy 5 a 6 klasą SP, czyli w połowie lat 80-tych. Haftu nauczyła mnie kuzynka... i dawno już sama go porzuciła :P Wyszywałam na zwykłym szarym płótnie, z którego początkowo wyciągałam nitki (aby zrobić siatkę, widoczną na dzisiejszych aidach), używając tego, co było pod ręką - muliny, kordonka o różnej grubości... w pasmanteriach też nie było dużego wyboru.
Mój pierwszy haft wykonany podczas tych wakacji ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną - bo to właśnie tak wszystko się zaczęło!
Później były zakładki do książek i inne drobiazgi - między innymi okładki i piórniki, które wzbudzały zachwyt koleżanek i nauczycieli, nikt inny takich nie posiadał :)
Byłam ogromnie szczęśliwa, gdy w sprzedaży pojawiła się pierwsza "Anna" - mam jeszcze stare numery tej gazety! A pierwszy z nich kupiłam w kiosku koło "żelaznego mostu" - kiosk ten został później zmieciony przez falę powodziową w 1997 roku...
Z "Anny" wyszywałam sporo - między innymi cykl obrazków zamieszczonych na ostatniej stronie czasopisma:
Bardzo wiele lat sama zajmowałam się haftem, dopiero stosunkowo niedawno (jakieś 7-8 lat temu) nauczyłam tej sztuki Mamę - gdy poszła na emeryturę i zaczęło się jej nudzić w zimie ;)
Zapraszam do obejrzenia moich hafciarskich początków - TUTAJ prezentuję wszystkie hafty wykonane do 2007 roku :)
Moje dwa największe obrazy - "Maki" Moneta i widok z mostem - wyszywałam jeszcze na tkaninie o policzalnych nitkach (jak len). Nie było wtedy aidy (przynajmniej w jedynej pasmanterii w moim mieście), musiałam bardzo uważać, odliczając nitki - cud, że ani razu się nie pomyliłam... (żadnych linii pomocniczych nigdy nie stosowałam).
Później dopiero odkryłam aidę... firmowa mulina pojawiła się w sklepie trochę wcześniej, najpierw Anchor (obrazki z "Anny" już nią wyszywałam), potem DMC...
A jakie były Wasze hafciarskie początki?
Również zainspirowana wpisem Agi napiszę o swoich początkach haftowania,które były podobne jak u Ciebie Aniu,bowiem nikt w rodzinie nie haftował. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na notkę :)
UsuńAniu ja zaczynałam też w podstawówce od haftu richelieu - nauczyła mnie mama koleżanki... Potem w gazetach z wzorami tego haftu - było to "Igłą i nitką" odkryłam krzyżyki... początki były straszne - samodzielne dobieranie kolorów bo Ariadna numerów nie miała.... Na studiach odkryłam "Kram z robótkami" i utonęłam :) co do materiałów to długo szukałam po sklepach kanwy i jedyna jaką wtedy udało mi się kupić to była strasznie rzadka chyba 44 oczka na 10 cm. Możesz sobie wyobrazić te prześwity.. Na szczęście teraz wybór jest ogromy i materiałów i wzorów. Ale jakoś wierna pozostałam Ariadnie - może dlatego, że mam całą paletę, ale coraz częściej sięgam po dmc. Pozdrawiam Cię serdecznie Ps. Tak mnie zaintrygowałyście, że chyba przygotuję też post o moich początkach tylko pierwszego obrazu to wstyd pokazywać...
OdpowiedzUsuńPoczyniłam kiedyś serwetkę metodą richelieu - i zraziłam się koszmarnie. Nuda, nuda, nuda. Białą nitka i cały czas ten sam ruch igłą. Dlatego właśnie lubię haft krzyżykowy - trzeba ciągle liczyć wzór i zmieniac kolory :) Koniecznie przygotuj wpis!
UsuńAniu a ja lubiłam richelieu i nawet ostatnio kupiłam sobie bieżnik do wyszywania... Tylko biedak leży i czeka na swoją kolej...
UsuńNo tak, kolejny UFO-k :P Skąd ja to znam? ;)
UsuńAle mam nadzieję, że się nad nim ulitujesz i poczhwalisz na blogu :)
Aniu, dzięki za ten ciekawy wpis. Pędzę pooglądać jeszcze raz Twoje hafty do 2007 roku :)
OdpowiedzUsuńPierwsze są mało atrakcyjne, ale mają dla mnie ogromną wartość sentymentalną :)
UsuńRewelacyjne pamiątki i brawo dla Ciebie Aniu, ze wszystko się zachowało. Wpis bardzo fajny, zawsze warto powspominać :) Moja mama wyszywa haftami płaskimi, ale ja jakoś do tego serca nie miałam, chociaż teraz o dziwo mnie do tego ciągnie :) Nauczyła mnie za to "gwiazdki", czyli nałożone na siebie krzyżyk i plus i tak powstało kilka moich prac. Potem siostra mego męża pokazała mi swoją pracę krzyżykową i tak się zaczęło. Dziś ona wyszywa sporadycznie, a ja? Sama wiesz! Może i ja skuszę się na taki wspominkowy post :)
OdpowiedzUsuńOch! Napisz swój koniecznie - sympatycznie się o tym czyta :) Ja na początku też zrobiłam kilka zakładek za pomocą takich gwiazdek :) Zachowała się większość pierwszych prac - kilka zakładek "poszło w świat" - aparatu jeszcze wtedy nie miałam żadnego... poza tym nigdy bym wtedy nie wpadła na pomysł, aby "tracić" jedną z 36 klatek filmu na zdjęcie haftu ;)
UsuńJak się sentymentalnie zrobiła - moja przygoda z rękodziełem zaczęła się właśnie od haftu krzyżykowego i szydełka, które to techniki później haniebnie porzuciłam na rzecz drutów, które stały się moją pierwszą i najważniejszą miłością robótkową.
OdpowiedzUsuńWiem już, że do krzyżyków prawdopodobnie nigdy nie wrócę, ale nie żałuję czasu, który z nimi spędziłam. Najchętniej wyszywałam kwiatowe bukiety i niewielkie obrazki, jednak gdy zaczynałam (szkoła podstawowa, czyli koniec jak 90.) to wzory były toporne i prostackie. Może gdyby moja przygoda zaczynała się teraz kiedy królują backstitche, gładkie tło z materiału, koraliki i piękne, dopracowane w najmniejszych detalach wzory itp., to może historia potoczyłaby się inaczej. Jednak zniechęcenie okazało się za duże, co potęgował dodatkowo fakt, że wszystkie moje prace lądowały później w szufladzie, bo po skończeniu przestawały mnie interesować i nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, by je oprawić, bo źle bym się czuła, gdyby potem wisiały na widoku
A ja sobie nawet nie potrafię wyobrazić, abym miała zrezygnować z krzyżyków. I lubię wieszać swoje obrazy na ścianach - co prawda pudło nadal jest ich pełne, ale to tylko z tego powodu, że profesjonalna oprawa jest strasznie droga i niezbyt często mnie na nią stać :) Uwielbiam, gdy hafty wiszą na widoku, ale powoli brakuje mi ścian w domu ;)
UsuńJakie piękne początki haftowania! Świetnie się czyta i ogląda takie wspomnienia. U mnie też nikt nie wyszywał wcześniej, ale podziwiam, że udało Ci się namówić do tego swoją mamę! Moja ciągle nie chce:))
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMoja też ma obecnie przerwę - jeżeli chodzi o duże hafty, ale małe czasem nadal robi :)
Pięknie haftujesz. No, i pozazdrościć cierpliwości. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWidzę, że pierwszy obrazek wyszywałaś tak jak ja... czyli każdy krzyżyk w inną stronę ;p
OdpowiedzUsuńNikt mi wtedy nie powiedział, że trzeba inaczej, a wujka Google jeszcze nie było :P
UsuńWujek Google jest wprost niezastąpiony. Wie wszystko. O wiele łatwiej z nim się żyje :)
UsuńNo pewnie :)
UsuńOj tam, nie ma się czymś przejmować, przynajmniej była przygoda... sentyment został i pośmiać się z siebie można...
UsuńDokładnie! Do tego pierwszego obrazka mam ogromny sentyment i cieszę się, że go zachowałam :)
Usuńfantastyczny ten most na końcu,chciałabym go wyszyć...fajnie si czyta takie notki
OdpowiedzUsuńOkoło pół roku go robiłam, wzór zamawiałam w jakimś katalogu - to było w czasach przedinternetowych jeszcze :)
Usuń:) Fajna historyjka i jakaś taka znajoma troszkę...........
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Też zauważyłam, że wiele osób ma podobne wspomnienia ;)
UsuńPiękne wspomnienia, no i udokumentowane, nie to co moje :) Mojej Mamy to nie nauczę wyszywać, kompletnie nie ma do tego drygu, za to mój Tata swego czasu dużo wyszywał haftem Richelieu :)
OdpowiedzUsuńZnam osobiście dwóch panów, którzy wyszywają - jeden z nich to mój uczeń z SP i gimnazjum, obecnie ksiądz :P Nauczyłam go w szkole na kółku hafciarskim - wyszywał z większym zapałem niż dziewczyny! Drugi - to też mój uczeń, ale z LO dla dorosłych, pan w wieku mojej mamy, który zaczął wyszywać po przejściu na emeryturę :)
UsuńMój Tata robi też na drutach :) Ale haft krzyżykowy to dla niego czarna magia :)
UsuńO! Pierwszy raz słyszę o dziergającym panu! :)
UsuńMoich nie było, ale przeczytałam z uwagą o Twoich :).
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńBardzo podoba mi się twoje nawiązanie do początków Aniu. Pokazuję jaką drogę przeszłaś, jak rozwinęłaś swoje umiejętności. Jestem pełna podziwu dla twojej determinacji i zaradności w czasach, gdy "wszystkiego brakowało".
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis!
Pozdrawiam :)
Dziękuję :) Tak naprawdę to nie był żaden wyczyn - dopiero przecież z dzisiejszej perspektywy można to oceniać. Wtedy nie miałam pojęcia, że w ogóle można inaczej. Było szare płótno o nierównym splocie... było TYLKO takie, więc nie miałam wyboru. Były w domu JAKIKOLWIEK kolorowe nitki - muliny Odra, różne kordonki... - to brałam i wyszywałam. Nawet sobie nie uświadamiałam, że można inaczej. Ta świadomość przyszłą dużo później - gdy np. już z internetu zobaczyłam, do jakich gazetek mają dostęp dziewczyny w Warszawie... u nas nadal takich się nie zobaczy...
UsuńBardzo ładne hafciarskie początki :) haft krzyżykowy pokazała mi kiedyś babcia ale po pierwszej dość prostej pracy (różyczki ktore widziałaś w ostatnim moim poście) rzuciłam haft w kąt...wróciłam do niego mając lat 21 i będąc w ciąży...wtedy sięgnęłam po kanwę z nadrukiem-prezent od babci liczącej na to, że będę sztukę haftu pielęgnować (smok, pingwinek i kotek)...po kotku przeszłam na haft liczony bo kanwy nadrukiem zaczęły mnie denerwować...
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie jednak faktem, że nigdy nie stosujesz linii pomocniczych-zastanawiam się zatem jaką technikę obrałaś przy wyszywaniu...ja wyszywam wszystko po kolei jednym kolorem, później następnym itd...przy tym pogubiłabym się bez linii...zdradź swój sekret-może skorzystam z nowego sposobu ;)
Pozdrawiam
Żadnych linii, żadnego tamborka, żadnych kanw z nadrukiem! Zaczynam zawsze od dolnego prawego rogu. Wyszywam pierwszy kolor do końca nitki. Jeżeli jest dalej ten sam kolor, to biorę kolejną nitkę, jeżeli inny - zaczynam nową - zmieniam nitki z kolorami kierując się najpierw bardziej ku górze wzoru, a potem ku lewej stronie. Jakoś w ten sposób jest mi najwygodniej :)
UsuńCiekawy sposób...spróbuję podobnie przy następnym nowym obrazku...może też będzie mi łatwiej...bo ostatnio mając linie pomocnicze i tak narobiłam tyle błędów, że aż mnie strzyka jak na to patrzę...tylko już pruć i zaczynać od nowa nie mam ochoty więc trochę improwizuję by jakoś dociągnąć to do końca...
UsuńMoże akurat przypadnie Ci do gustu :) I oczywiście polecam zakreślanie na wzorze mazakiem wyszytych fragmentów - dzięki temu unikniesz pomyłki :)
UsuńAniu, dziękuję Ci za ten wpis! Przypomniałam sobie z łezką w oku, że moje początki były podobne :)) Wypruwanie nitek z lnu, wyszywanie muliną bez nr, czy kordonkiem to była norma. Ale wtedy tylko to było dostępne i człowiek nie miał bladego pojęcia, że można jakoś inaczej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ale wyszywało się z taką samą radością, jak dziś :)
UsuńHanuś - ale jestem pełna podziwu, że tak wiele prac ocalało i tak pięknie wyszywałaś od początku!!!!! Wielkie uznanie!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) W sumie zgubił się tylko obrazek z chłopcem i kilka zakładek. Reszta jest :)
UsuńOstatni obraz jest cudowny :)
OdpowiedzUsuńJa od niedawna haftuję - 3 lata, a zaczęło się od kartki, którą dostałam od Pani EWy
Dziękuję :)
Usuń