niedziela, 12 października 2014

Ocalić od zapomnienia...


Pamiątki PRL-u... dziś trochę o higienie :)

Pamiętacie?















21 komentarzy:

  1. Jak przez mgłę :D. Moja mama miała Panią Walewską.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Walewska to już późniejszy czas. To u mnie jeszcze jest buteleczka po tych perfumach - dostałam kiedyś od ucznia na koniec roku - a pracuję dopiero 20 lat :)

      Usuń
  2. Przeważającą większość pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tutaj te perfumy, dezodorant czy szampon raczej kończący się PRL.
    Najbardziej zapadł mi w pamięci dezodorant "Zielone jabłuszko", oczywiście w szklanej buteleczce.
    Głównie takie były dezodoranty.
    Dostałam od Kogoś perfumy, "Szałowe", byłam młoda szczeliło mi do głowy aby skropić koleżankę, na "Śmigus Dyngus". Nie wiedziałam,iż tak pachną...inaczej.

    "Pani Walewska " , wszedł na rynek wtedy również kram do twarzy... co to nie było .:)

    Tu jeszcze dziwne jest to zdjęcie z "Franią"... Panowie wtedy na pewno nie parali się praniem....
    Za to opakowania z proszkami do prania,bardzo dobrze pamiętam.:)
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I z tym "na pewno" bardzo się mylisz - u nas w domu we "Frani" prał tylko i wyłącznie Dziadek! Zresztą on też także bardzo często w domu gotował :)
      Dlatego właśnie uważam, że to, co panowie w domu robią, a raczej - czego nie robią, to tylko wina kobiet: najpierw nadopiekuńczych mamuś, które wyręczają synusiów we wszystkim, a potem żon, które pozwalają "panu i władcy" na leżenie z piwem przed telewizorem, podczas, gdy one po pracy gotują, sprzątają i piorą... I dlatego u nas Marcin przynosi gotowy obiad z baru, a potem jeszcze po nim zmywa. Dlatego ja mam czas na wyszywanie!

      Usuń
  4. Wszystkie te wspomnienia to moje dzieciństwo i wczesna młodość. Pamiętam ,że gdy trafiło się w jakimś chemicznym "Być może" to kupowałam po kilka flakoników dla mamy na prezenty, lubiłam ten zapach ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Być może" to był pierwszy zapach, którego zaczęłam używać jako nastolatka, potem była Currara.
    We Frani często prałam, gdy w czasie wakacji byłam u dziadków, bo moja babcia mieszkająca w Pieninach wynajmowała letnikom pokoje. Z tego samego powodu bardzo dobrze pamiętam proszki do prania.
    Fajnie, że przypominasz takie rzeczy, bo np. dla moich dzieci to czysta egzotyka.
    Pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach te wspomnienia - nie wszystko pamiętam, bo ja to raczej już pokolenie schyłku PRL... Ale "Panią Walewska" i "Być może" pamiętam doskonale

    OdpowiedzUsuń
  7. Pamiętam! Do tamtych proszków to na pewno nie chciałabym wrócić :))

    OdpowiedzUsuń
  8. prawie wszystko Aniu pamiętam ale frania to było dopiero urządzenie no Być Może jak byłam panienką zawsze miałąm - buziaki ślę Marii

    OdpowiedzUsuń
  9. Frania to taki cud techniki... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To wszystko co zaprezentowałaś na tych fotkach, pamiętam doskonale. Kilka lat temu "Franię"- awaryjnie służyła do prania mocno pobrudzonej mężowskiej, roboczej odzieży-, oddaliśmy na złom. Służyła bardzo długo nam, młodemu małżeństwu, póki nie zdobyliśmy automatycznej pralki. Proszki, też doskonale znam, a Być może to był hit wśród ówczesnych nastolatek i nie tylko.
    Cudownie, że dysponujesz takimi archiwalnymi fotkami, bo dzisiejsza młodzież nie miałaby możliwości poznania, tej naszej egzystencji, od podszewki. A tak naprawdę było i się jakoś żyło. Skromnie, ale po polsku.

    OdpowiedzUsuń
  11. "Frania" była nie do zdarcia, za to skutecznie darła tetrowe pieluszki. Proszek do prania "ixi" był niezły.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pamiętam większość tych rzeczy :) Co do frani, to powiem Ci jedno...moja babcia kilka lat temu kupiła sobie nowiuteńką franię, bo ta pralka jest dla niej jedyną idealną :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie pamiętam, ale uwielbiam oglądać zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twoje słowa :)